czwartek, 2 czerwca 2011

Podano do stołu

Ojciec coraz bardziej zaczął wkurzać się na matkę. Mimo, że odkąd gotujemy oddzielnie, zaczęła mu serwować "lepsze" obiady - częściej jest mięso, a w tym tygodniu nie było jeszcze tradycyjnie przypalonych naleśników (!), widzę, że ojca denerwuje jej postawa. Ostatnio zapytał mnie o brata, więc odpowiedziałam, że poszedł po zakupy. Ojca zagotowało w momencie! On potrzebował pomocy Mirka, a matka - siedząc przed domem przy ogrodowym stole, zamiast sama pójść, wysłała go do sklepu! Ojciec nie omieszkał tego skomentować, zresztą w tej sytuacji nie dziwię mu się. A dziś, przyszedł do mnie i powiedział:
- Dosadziłem ogórków i powyrywałem chwasty, to mama teraz wyrwała się z motyką! - spojrzałam w okno i faktycznie! Szalała z motyką po ogródku, ale chyba bardziej w poszukiwaniu chwastów! A może chciała z bliska zobaczyć, co my posialiśmy, że tak ładnie wzeszło...? W każdym razie długo się w tym ogródku nie nabyła, bo nie było tam co robić. Ale jakby co, to potem ojcu wygarnie, że mu ogórki plewiła! A jakże!
Strasznie zaczęła skakać nad moimi braćmi. Lata z obiadkami, robi oddzielnie, bo wracają później! Coś nieprawdopodobnego! Nigdy się tak nie cackała! Co najwyżej zostawiała im gotowe do odgrzania, a teraz tak bardzo dba, żeby mieli świeże! Dziś zapodała im obiad, mimo że zapowiedzieli z góry, że nie będą jedli, bo dosłownie przed samym powrotem do domu zjedli obiad u bratowej. Ale gdzie tam! Nagotowała ziemniaków (ale kotletów już im nie odgrzała, bo "zapomniała, ale zjecie takie") i zmusiła ich do jedzenia. Chłopaki pogrzebali widelcami, trochę zjedli i odłożyli na kredens. Patryk jeszcze powiedział: Nie wyrzucaj, to zjemy potem. Normalnie moja matka powinna zawrzeć z wściekłości i puścić parę uszami. Bo jak to możliwe, ze ona zrobiła i podstawiła im pod nos świeży obiadek, a oni go nie zjedli i jeszcze nie pozwalają jej posprzątać, tylko ma to siedzieć i czekać, aż w końcu zgłodnieją!? Moja matka tego wprost nienawidzi! Po obiedzie ma być posprzątane, choćby skały srały i żabami prało! Niedopuszczalne jest zostawianie niedojedzonych obiadków "na potem" (gdy wszyscy są w domu i mogą zjeść od razu)! I widziałam, ze faktycznie ją nosiło, ale nie chciała dać tego po sobie poznać - jakże miałaby się przyznać przede mną do pewnego rodzaju porażki!? Niedoczekanie moje! Nie wiem czy z tej wściekłości, ale z rozpędu umyła moją patelnię i posprzątała z suszarki moje naczynia. Nigdy tego nie robi! Demonstracyjnie wprowadziła zwyczaj oddzielania naczyń użytych przeze mnie i przez nią. A dziś taka niespodzianka!
- Zrobić Ci kawę, bo wstawiłam wodę? - zapytała mojego młodszego brata, który właśnie przechodził przez kuchnię. Co jak co, ale kawę to on zawsze robi sobie sam i nie potrzebuje do tego specjalnego zaproszenia. Toteż odmówił. Czasem wydaje mi się, że jest on zniesmaczony całą tą sytuacją i tym, że matka traktuje go jak małe dziecko - kawka, obiadek, herbatka,kolacyjka! W końcu ma już 25 lat, przeżył w akademiku, więc we własnym domu tym bardziej sobie poradzi. Nie wypowiada się na ten temat, ja go nie wypytuję, ale widzę czasem, że nie wie jak zareagować na nadopiekuńczość mamusi. I tak zawsze się z nim cackała, ale teraz to już przegina! Pranie zawsze wyprasowane zanosi mu bezpośrednio do szafy, bo on przecież sobie nie schowa i będzie leżało. Ja już w podstawówce segregowałam po praniu swoje rzeczy i układałam w szafie! A własne buty czyściłam już w drugiej klasie! Być może nawet wcześniej, ale jakoś najbardziej utkwiły mi w pamięci białe sandałki, w których szłam do I Komunii, a potem regularnie w każdą sobotę musiałam je sobie wyczyścić, aby były gotowe na niedzielę do kościoła.Czasem,gdy o tym zapomniałam,w niedzielny poranek dowiadywałam się, jaka jestem beznadziejna i leniwa. Aż miło było wtedy iść na mszę - nie ma co! A mojemu bratu potrafiła czyścić buty jeszcze nawet na ostatnim roku studiów. I to tylko dlatego, że on sam tego nie zrobi. No pewnie, że nie zrobi! A niby dlaczego miałby o tym pamiętać, skoro jest przecież mamusia, która zawsze może zrobić to za niego?
Nie sądzę aby ta nadgorliwość miała jej kiedykolwiek wyjść na dobre, ani tym bardziej przysporzyć sprzymierzeńców (bo to wszystko wygląda tak, jakby szukała sojuszników - czy my prowadzimy jakąś wojnę?). Ale matka jeszcze tego nie dostrzega. Ciekawe kiedy to do niej dotrze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz