poniedziałek, 9 maja 2011

Nie ma jak rodzinka!

Prawie przez dwa miesiące był względny spokój, pomijając "kurwy jebane" i inne podobne pieszczotki, które u mojej matki są już na porządku dziennym. Kilka dni temu postawiła w kuchni starą szafkę i oznajmiła, że to dla nas i że od tego dnia będziemy sobie sami gotować. Pomysł świetny, muszę przyznać, bo ja nie zawsze najem się samą zupą, która jest najczęstszym daniem głównym u mojej matki, A poza tym osobne żywienie w przypadku mojej familii wychodzi nas jednaj taniej. Zdziwiło mnie tylko skąd nagle taki pomysł, więc zapytałam zwyczajnie, choć może niezbyt elokwentnie: "Ale o co chodzi?"
- O co chodzi? - standardowa zagrywka z powróteczką - O niego chodzi! - odparła matka wskazując na Krzyśka.
- Ale o co chodzi? - zapytałam ponownie, gdyż jej odpowiedź niewiele mi wyjaśniła.
- O niego chodzi! - zaraz trafi mnie szlak!
- Ale o co chodzi? - zapytałam po raz kolejny.
- Opowiadasz w pracy, że dokładacie się do jedzenia? - zwróciła się tym razem bezpośrednio do Krzyśka. On odpowiedział, że nie rozmawia na takie tematy w pracy, a ja zgłupiałam, bo przecież dokładamy się do jedzenia! - Tak? Takie rzeczy opowiadasz w pracy? Że dokładasz się do jedzenia? Że wydajesz więcej niż jak tutaj nie mieszkałeś? - Wtedy zgłupiałam do reszty! Po pierwsze dlatego, że dokładaliśmy się do jedzenia i faktycznie wydawaliśmy na nie więcej, niż wtedy, gdy mieszkaliśmy sami. A po drugie, to cały czas myślałam, że to MY, a nie tylko Krzysiek dokłada się do jedzenia. A ten atak mojej matki był wyraźnie skierowany wyłącznie na niego!
Krzysiek próbował jeszcze coś tłumaczyć, zaprzeczać, że nikomu z pracy nie opowiadał takich rzeczy. Dla mnie to nie miało znaczenia. Nawet jeśli z kimś na ten temat rozmawiał, to w końcu wszystko to było tylko i wyłącznie prawdą. Zapytałam tylko matkę:
- A kto Ci coś takiego powiedział?
- W pracy tak opowiada!
- Kto Ci to powiedział? - dobrze wiem, że matka nie zna nikogo, kto pracuje z Krzyśkiem. Za to zaczęłam mieć pewne podejrzenia co do mojego najstarszego brata. Najpierw sam namawiał nas, żebyśmy tu zamieszkali, a teraz zwyczajnie robił nam koło dupy!
- W pracy tak opowiada! - A już myślałam, że tylko moje dzisiejsze wypowiedzi do niej są monotematyczne.
- No dobra! Ale kto Ci to powiedział?!
- Nie ważne kto! Ktoś, kto mi to powiedział, nie chciał, żebym mówiła skąd to wiem.
Tajemnica poliszynela - pomyślałam - a więc nie kto inny jak tylko mój durny brat! Tylko on mógł gdzieś zasłyszeć takie ploty i tylko on jest na tyle głupi, żeby powtórzyć je matce, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.
Postanowiłam nie kontynuować tej bezsensownej dyskusji, z której nie wynikało nic poza tym, że wreszcie znalazła coś, do czego postanowiła się porządnie przyczepić. Usiadłam z małym do stołu i zaczęłam go karmić. Matka w tym czasie zrobiła kolację. DLA WSZYSTKICH!!! Postawiła na stole sałatkę i zrobiła herbatę także dla nas - nawet nie pytając, czy chcemy, jak to przez ostatnie dwa miesiące miała w zwyczaju, chcąc tym pokazać, że jeśli chcemy, to sobie zróbmy. To już całkowicie zbiło mnie z tropu - stawia nam osobną szafkę, a zaraz potem robi dla nas kolację?! Śmierdzi na kilometr! Przecież odkąd tu mieszkamy sami sobie wieczorem robimy jedzenie! Olałam jej podejrzany gest dobroci, a Krzysiek poszedł w moje ślady i poszliśmy spać głodni, bo akurat tego dnia nie zrobiliśmy zakupów, które upoważniały by nas do spożycia kolacji. I tym razem to ja postanowiłam walnąć focha - niech zobaczy, jakie to przyjemne.
Aż tu wczoraj przyjechał mój brat - TEN brat. Kochająca mamusia i babcia zrobiła kawę i wyniosła ciasto na podwórko. Kuba oczywiście podszedł do niej, a ona już się zamierzała,żeby dać mu kawałek.
- Lepiej mu nie dawaj - powiedziałam - Bo co będzie, jak Krzysiek powie w pracy, że dałaś Kubie kawałek placka?
- O widzisz... No właśnie... Co będzie...? - Wow! Głębia wypowiedzi zwaliła mnie z nóg.
- No właśnie. Więc lepiej mu nie dawaj.
- Ja nie miałam zamiaru się do was nie odzywać! To wy przestaliście się odzywać! - wyskoczyła nagle. "To faktycznie nowość!" - pomyślałam.
- Wiesz co? Czasem zachowujesz się, jakbyś byłą niezrównoważona emocjonalnie! Trzeba się leczyć! Nie tylko na stopy! - wiem, ze może przegięłam, ale z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że coś z nią jest nie tak, jak powinno. Brata zatkało. I słusznie! Niech zobaczy jaki gnój nam robi!
- Wstydziłabyś się tak powiedzieć! - "Nie mam powodu" - pomyślałam, a ponieważ nic nie odpowiedziałam, matka kontynuowała - Jak coś komuś nie smakuje, to niech sobie sam gotuje, proszę bardzo. - ta ponowna nagła zmiana tematu utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że najwidoczniej mam rację. I już nie chciałam jej przypominać, że ostatnio to mój brat skrytykował jej popisowe danie - zupę pomidorową z lanymi kluskami - mówiąc, że jest za słona. - Szantażowałaś mnie żeby tu przyjść!
- Słucham?!!!
- Nie pamiętasz jak mnie szantażowałaś? - o ile pamiętam z ostatniej awantury, to nawet nie spytaałam ją o zdanie!
- Nie, nie pamiętam!
- No patrz! Nie pamiętasz! Jeszcze żadne dziecko mnie nie szantażowało! - och! Wzruszyłam się!
- Nie pamiętam, więc powiedz!
Cisza.
- No powiedz - czym Cię niby szantażowałam?
Nadal cisza.
- O co w ogóle Ci chodzi?
- O co mi chodzi? - Zaraz nie wytrzymam! - O dużo rzeczy mi chodzi. - Odpowiedziała jakby nigdy nic.
- No, właśnie widzę!
W tym momencie mój brat wstał, wziął za rękę swoją córeczkę i oznajmił jej tonem nie znoszącym sprzeciwu, że idą zobaczyć kurczaczki. Mój Kuba gdy to usłyszał, pociągnął mnie za rękę i poszliśmy za nimi. Ojciec również poszedł z nami. A matka została przy stole sama. Obrazek o znaczeniu symbolicznym.
Brat o dziwo nie zapytał o co poszło, jak to zawsze miał w zwyczaju, gdy coś się działo, a on nie wiedział o co chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz