niedziela, 13 marca 2011

Krótkie spięcie

Usypiałam Kubę gdy weszła do pokoju ze swoim telefonem w ręce i pytaniem:
- Czego szukałaś w tym telefonie?
Zgłupiałam. Powiedziałam, ze nie dotykałam jej telefonu.
- Nie ty? Więc kto? Duch Święty?
- Nie wiem kto, ale ja napewno nie.
- No tociekawe kto? - matka zakpiła sobie dając mi do zrozumienia, że mi nie wierzy. Wiec już nie wytrzymałam, ale ze względu na małego starałam się mówić spokojnie:
- Wymyśliłaś sobie, zeby tylko mieć się do czego przyczepić?! Jak już nie masz czego, to czep się tramwaju!
- Tak? - udała zdziwenia matka - Nie mam czego?
- Tak, nie masz, wiec wymyślasz na siłę, żeby tylko coś znaleźć.
- Jest przynajmniej dziesięć rzeczy, do których mogłabym się przyczepić! - oznajmiła czekając co powiem. Nie chcąc rozbudzać małego nie podjęłam dalszej rozmowy, więc wyszła.
Gdy mały zasnął poszłam do kuchni, usiadłam na krześle i powiedziałam:
- Dziesięć rzeczy. No słucham. Zaczynaj.
- Słucham? - udała głupią. Widocznie nie przewidziała, że wrócę do tej rozmowy i nie zdążyła wymyślić listy rozczeń.
- Powiedziałaś, że jest przynajmniej dziesięć rzeczy, do których mogłabyś się przyczepić, więc słucham. Wymieniaj. Mały zasnął, więc mozemy teraz porozmawiać.
- Aaaaa! Chcesz porozmawiać. To dobrze. Czekam na to od paru dni. - Tu już zaczęła mnie naprawdę denerwować. Nie dość, ze unikała odpowiedzi na moje pytanie, to jeszcze robiła ze mnie idiotkę - walnęła focha, przestała się do mnie odzywać i jeszcze twierdzi, ze czekała, kiedy to ja przyjdę do niej porozmawiać! Zagotowało się we mnie, ale próbowałam zachować spokój.
- Nie odzywasz się do mnie od kilku dni...
- Ja się nie odzywam!? - wyskoczyła na mnie wielce zaskoczona, widocznie nieświadoma własnych zachowań.
- Tak, Ty. Ja się do Ciebie odzywam mormalnie.
- Taaaak? - nadal wielkie zdziwienie. Zadziałąłą mi na nerwy jak nie wiem. Zachowuje sie jak idiotka i jeszcze ze mnei próbuje zrobić głupka.
- Tak! - powiedziałam - Tylko Ty udajesz, że tego nie słyszysz. Przestałaś się odzywać, jak Krzysiek się pochorował i nie poszedł do pracy...
- No właśnie! - przerwała mi w pół słowa - Żeby chłopdo pracy nie chodził, w domu siedział...
- Chory był - tym razem ja ptrzerwałam jej śmieszny wywód - To miał chory do pracy chodzić?
- Chory! A po wsi, to mógł łazić?!
- Lekarz mu siekazał wietrzyć. zresztą Ty się przestałaś odzywać zanim on zaczął "po wsi łazić"!
- Bo mnie denerwuje, jak mi się tu plącze! Jak chodzi z tym termometrem i mierzy temperaturę - zaczęłą go przedrzeźniać - Jak mi to wisi na grzejniku, bo mu zimno.
- To rozumiem, że on już nie ma prawa chorować?
- Tak - odpowiedziała bezczelnie. Więc ja w podobnym tonie kontynuowałam.
- Tylko Ty masz prawo chorować? Nikt inny? Chyba, że leżeć i umierać? To wtedy można być chorym?
- Denerwuje mnie, jak mi tu łazi! Zresztą nawet nie zapytałaś, czy możecie tu przyjść! Gadałaś z ojcem i stwierdziłaś, że przychodzicie. Ja Ci od razu powiedziałam, że nie będzie dobrze!
- No właśnie! Powiedziałaś! I cały czas do tego dążysz, żeby nie było!
- Ja dążę?! - znowu zdziwienie.
- Tak, Ty! Ty cały czas się o coś czepiasz! To, co my mamy zrobić? Całe życie wynajmować mieszkanie? A Ty gdzie mieszkałaś, jak się budowaliście? - no, niech mi odpowie, że u jej rodziców, a potem teściów! Ale zamiast tego zmieniła temat.
- Ja tu nie chciałam przyjść!
- Ja też nie!
- Ja tu nie chciałam przyjść! - powtórzyła, jakbym była głucha.
- To po co tu wróciłaś?!
- Bo mnie szantażował! Powiedział, że mi dzieci zabierze!
- A ty mu uwierzyłaś? - nie mogłam uwierzyć w głupotę własnej matki.
- Tak, uwierzyłam.
- Nigdy by Ci dzieci nie zabrał!
- Teraz wiem. Ale wtedy tego nie wiedziałam.
- I nie było się gdzie dowiedzieć? - zakpiłam.
- Szantażował mnie. Szantażował całą moją rodzinę! - już nie chciałam pytać czym, bojąc się usłyszeć kolejny śmieszny wymysł mojego ojca, w który ona, babcia i dziadek uwierzyli. Tak na słowo.
- Ja tu nie chciałam przyjść. - powtórzyła ponownie, jakby sama siebie przekonując.
- Ja też nie! Ale co mam zrobić, skoro mam rodziców, którzy nie potrafią mi zapewnić ani wykształcenia, ani odpowiedniego startu w dorosłe życie!? - wkurzyłam się już na maksa!
- Tak? No popatrz, jakaś Ty biedna... - drwiła moja kochana mamusia. - Już jej nie chciałam przypominać, że oboje z ojcem jeszcze korzystali na tym, że ja studiowałam, regularnie okradając mnie z pieniędzy, które dziadek dawał mi na akademik. I wtedy się nie przejmowała z czego ja zapłacę za pokój. Po prostu oznajmiała mi, że nie ma dla mnie pieniędzy, bo zrobiła zakupy. No i po prostu nie ma. Tak zwyczajnie. Mogłam się wtedy nawet puszczać, żeby zarobić na akademik, bylebym jej tego nie mówiła. Byle by ona nie znała prawdy, to będzie udawać, że się nie domyśla i wszystko będzie dobrze. Bo lepiej nie wiedzieć...
- Jak nie chcesz, żebyśmy tu mieszkali, to powiedz - chciałam ją sprowokować. Widocznie wyczuła o co mi chodzi, bo przestała się odzywać, byle nie powiedzieć tego, co naprawdę myśli.
- Nie pytałaś nawet czy możecie tu przyjść. Ja Ci mówiłam...
- Jak nie chcesz, żebyśmy tu mieszkali, to powiedz - powtórzyłam. Znowu zamilkła. - Wujek miał rację, chodzisz jak ta gradowa chmura!
- Tak? - to chyba jej standardowy tekst, gdy nie wie co powiedzieć i gra na zwłokę.
- Dokładnie tak.! Sama lepiej bym tego nie ujęła.
- I teraz Ci sie przypomniało, to co powiedział wujek?- jakby akurat to miało znaczenie.
- Tak, akurat teraz! Widocznie nie bez powodu.
- No, widocznie - próbowała szydzić, ale widziałam, że ją ruszyło.
- Zresztą zawsze tak robiłaś. Odkąd pamiętam. Nawet gdy byłam dzieckiem. To była Twoja metoda rozwiązywania problemów wychowawczych? Nie odzywać się przez kilka dni, a potem nagle wracać do normalności? Przecież, jak byłam mała, to czasem nawet nie wiedziałam o co Ci chodziło! - na to już nic nie odpowiedziała. Zatrkało ją. Widocznie nigdy się nawet nad tym nie zastanawiała.

Już nie pamiętam dalszej naszej rozmowy. W każdym razie była bardzo nieprzyjemna, ale o dziwo po niej matka zaczęła sie normaln ie odzywać - i do mnie i do Krzyśka.
Ciekawe na jak długo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz