niedziela, 6 marca 2011

Jest coraz ostrzej

Chyba nie ma nic gorszego, niż zmarnować swoje życie. A moja matka swoje zmarnowała - można powiedzieć, że na własne życzenie i teraz wszędzie widzi winnych. Poza sobą, oczywiście. Zaczynam nawet podejrzewać, że najbardziej winny jest mój Krzysiek! Patrzyć nawet na niego nie może, a jak już musi się do niego odezwać, to widzę, że cierpi straszliwe męki. W naszym domu pitną wodę nosi się wiadrem ze studni - taka mała podróż do Średniowiecza. Ale na razie mniejsza o to. Wczoraj oznajmiła: "Wody nie mam" - nie wiem do kogo skierowana była ta wypowiedź, bo była zupełnie bezosobowa. Domyśliłam się, że do mnie, bo nikogo innego w kuchni nie było i że chce, abym powiedziała Krzyśkowi, żeby przyniósł. Więc tak samo jak ona rzuciłam swobodnie: "Powiedz Krzyśkowi, to Ci przyniesie." Myślałam, że jej para uszami pójdzie! Oczywiście nie zwróciła się do Krzyśka tylko wkur...a jak nie wiem co, czekała, aż gdzieś w pobliżu namani się mój brat. W końcu się doczekała.
Po południu wybieraliśmy się do mojej bratowej - Baśki. Dzień wcześniej umówiliśmy się, że do nich wpadniemy, ewentualnie - jeśli nie damy rady, to ona nas odwiedzi. Więc jak tylko Kubuś wyspał się i najadł zaczęliśmy się wybierać. Baśka kupiła sobie nowe auto i swojego peugeota zostawiła mojemu bratu, żeby od czasu do czasu się nim przejechał, żeby auto nie stało "niejeżdżone". Oczywiście, żeby gdzieś pojechać, to trzeba je czasem zatankować, a ponieważ mój brat nie pracuje, to nie bardzo ma za co wlać do baku. Akurat byłam świadkiem ich rozmowy:
- Mirek, skoczysz do sklepu po chleb.
- Nie mam czasu, idę z ojcem do lasu.
- To peugeocikiem...
- Nie ma paliwa.
- To nie będzie chleba na kolację! - No! I jest już na co nadal się foszyć!
Wsiedliśmy do auta, podjechaliśmy do sklepu, zrobiliśmy zakupy, zatankowaliśmy i pojechaliśmy do Baśki.
Wracamy, a matka do nas z japą:
- Mniemam, ze byliście u Baśki, bo nie przyjechała! - oczywiście nie wiedziała jak się wczoraj umawialiśmy, ale musiała swoje powiedzieć.
- Tak. A co? - zapytałam.
Na to już nie raczyła mi nic odpowiedzieć tylko wyskoczyła do Krzyśka:
- A tobie kto dawał prawo jazdy? Stevie Wonder? - szarpnęła się na dowcip, więc Krzysiek zaczął się śmiać - Ty nie umiesz autem ruszać!? Jak się auto odpali, to zaraz się rusza?!!! Pierwszy raz coś takiego u ciebie widziałam!!! - dodam tylko, że sama nie ma prawa jazdy i nawet przekręcić kluczyka w stacyjce nie potrafi.
- Nie, jak się odpali auto, to się najpierw czeka, aż się całe paliwo zużyje i dopiero wtedy się rusza - odpowiedziałam spokojnie, zanim Krzysiek odpowie jej takim samym tonem, jakim ona zwróciła się do niego. I poszliśmy z małym do pokoju jeść kolację. "Zwyczaj" jedzenia kolacji w pokoju sama wprowadziła, bo nie odpowiadało jej towarzystwo ojca przy posiłku. I w ten sposób codziennie wszyscy jadamy kolację w pokoju, a ojciec siedzi w kuchni sam. Wczoraj zrobiła mu kanapki i wniosła do pokoju, gdzie z nami siedział sycząc: "Jadalnia pełną gębą!" Nikt nie podjął zaczepki, więc poszła do kuchni i jadła w samotności. Jak ojciec codziennie.
Dodam jeszcze, że wczoraj usmażyła pączki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz